NIE, po prostu NIE
O co chodzi?
Uchwalane w pośpiechu, bez większego przemyślenia i szerokich konsultacji przepisy tzw. Polskiego Ładu, weszły w życie z dniem 1 stycznia 2022 r., a wraz z nimi nowe zasady obliczania wynagrodzeń.
I tak już na początku stycznia pojawiły się pierwsze problemy, albowiem część pracowników, którzy otrzymują wynagrodzenia na początku miesiąca zorientowało się, że ich wynagrodzenia są niższe niż w roku poprzednim.
Jak to możliwe? Przecież wszyscy mieli zyskać, a oni stracili? Czy nie znaleźli się w grupie tych 18 milionów szczęśliwców z bilboardów, którzy zarobią krocie na Polskim Ładzie?
Odpowiedź na te pytania jest bardzo prosta – otóż wcale nie jest powiedziane, że osoby te na nowych przepisach stracą (część z nich zapewne tak, ale na pewno nie wszyscy), ale winę za obecny stan rzeczy należy zrzucić (wcale nie na „niedouczonych” księgowych – jak chciałoby tego Ministerstwo Finansów), ale na dwa elementy leżące po stronie rządu, tj.:
• fatalną konstrukcję przepisów oraz
• kompletny brak kampanii informacyjnej (szkoda komentować te ulotki za 4 mln zł z pięknymi zdjęciami i zupełnym brakiem treści merytorycznej)
Zacznijmy od samych regulacji ustawowych.
Po pierwsze, przepisy Polskiego Ładu wprowadzają nowe zasady obliczania składki zdrowotnej – tutaj nie wdając się przesadnie w szczegóły, nowa składka zdrowotna (bez jej odliczenia od podatku) sprawia, że realnie zarabiamy mniej „na rękę”.
Po drugie, nowe regulacje przewidują pewne mechanizmy ochronne, które mają ograniczyć negatywne skutki nowej składki zdrowotnej.
Podstawowym mechanizmem w tym zakresie są nowe zasady ustalania kwoty wolnej od podatku, która w obecnie jest zdecydowanie wyższa niż w 2021 r. (425 zł miesięcznie vs 43,76 w roku poprzednim).
Dodatkowo, wprowadzono tzw. ulgę dla klasy średniej (kwestia konstrukcji przepisów w tym zakresie jest tematem na osobne opracowanie), która z założenia ma powodować, że część pracowników i przedsiębiorców osiągających przychody w odpowiednim przedziale będzie mogła pomniejszyć swój podatek, a w zasadzie podstawę opodatkowania
Uwzględnienie obu ww. mechanizmów w naszych rozliczeniach mogłoby spowodować, że nie część pracowników nie odczułaby zmian w swoich portfelach, albo odczułaby je nieznacznie.
Co więc poszło nie tak? W zasadzie wszystko:
– przepisy o nowej składce zdrowotnej skonstruowano tak, aby w zasadzie stracili wszyscy
– przepisy o kwocie wolnej, co prawda są, ale aby z nich skorzystać w trakcie roku (co wypłynie na miesięczne wynagrodzenia) trzeba złożyć PIT-2 (swoją drogą ciekawe ile ta fraza ma w gooogle w ostatnich dniach), a nie wszyscy o tym wiedzieli, albo nie wszyscy mogli to zrobić.
– przepisy o uldze dla klasy średniej zmieniały się w zasadzie do ostatniego dnia (a nie, przepraszam, w sumie to nadal są zmieniane) i wciąż w sumie nie wiemy jak tą ulgę rozliczać – rezygnować z niej czy nie – oto jest pytanie.
A to tylko wierzchołek góry lodowej, ale to tym innym razem…
I tak płynnie przechodzimy do drugiego elementu czyli braku kampanii informacyjnej.
Tutaj należy wyraźnie podkreślić, że przed wejściem w życie nowych przepisów, ze strony tęgich głów z rządu czy Ministerstwa Finansów nie otrzymaliśmy praktycznie żadnych konkretnych informacji – ile wyniesie nasze wynagrodzenie, co powinniśmy zrobić, jakie formularze czy dokumenty mamy złożyć…. NIC, albo prawie nic!
Wielu zadaje sobie więc pytanie – czy to możliwe, aby największa w ostatnich latach reforma podatkowa, która ma zmienić wysokość świadczeń zdecydowanej większości Polaków, w tym – co warto jeszcze raz podkreślić – „18 milinów in plus”… mogła zostać wprowadzona w takim pośpiechu, bez odpowiedniego poinformowania w zasadzie wszystkich – pracowników, pracodawców, przedsiębiorców czy nawet urzędników.
I wtedy wchodzi Minister Finansów cały na biało i mówi klasyczne „potrzymaj mi piwo”
Co robiło Ministerstwo Finansów od maja (kiedy ogłoszono Polski Ład) do stycznia, czyli przez 8 ostatnich miesięcy (nie mylić z ostatnimi 8 latami)?
Jedyne co w tym okresie słyszeliśmy w zakresie Polskiego Ładu, to utarte przekazy medialne, że wiele osób zyska, że to historyczna obniżka podatków. Oczywiście nie można zapominać też o słynnej już wypowiedzi wicepremiera do spraw bezpieczeństwa, który mówił, że na Polskim Ładzie stracą tylko cwaniacy…. (de facto, na chwilę obecną on też stracił).
Konkrety? Zero Wyliczenia? Zero !
No może poza kalkulatorem na stronach rządowych, który od obciążeń podatkowych odejmuje 500+….
I właśnie te dwa czynniki doprowadziły do sytuacji, w której jesteśmy obecnie – chaosu w przepisach, chaosu w rozliczeniach i wreszcie chaosu informacyjnego.
Rozwiązań tej sytuacji było co najmniej kilka, w tym jedno najprostsze – przesunąć te przepisy o rok, przemyśleć, przygotować się, poinformować ludzi, dodrukować ulotek (tym razem sensownych) i faktycznie zrobić to jak należy.
Dlaczego tak się nie stało? Otóż dlatego, że nasz dumny rząd nigdy się nie cofa, nigdy nie robi kroku wstecz, nie ugina się po presją i nie ważne czy jest to Unia, sędziowie, TSUE, Stany Zjednoczone, Czesi, pielęgniarki czy – jak w tym przypadku – księgowi, doradcy i przedsiębiorcy. Nie cofają się i już.
Niestety po raz kolejny postanowiono zadziałać według dobrze znanej nam w ostatnich latach dewizy „jakoś to będzie”, więc wprowadzono przepisy z założeniem, że jak będzie coś nie tak to wydamy objaśnienia, wyjaśnienia, twittera i się uda. Udawało się bowiem już wielokrotnie w innych sytuacjach dotyczących VATu, CITu itd.
Ale tutaj okazało się, że o ile przedsiębiorcy znosili taki sposób tworzenia prawa (w sumie jaki mieli wybór?), to jednak „zwykli obywatele” już nie są do tego przyzwyczajeni – dostają pieniądze na konto i nie zawsze interesuje ich, ile jest w tym podatku, ile ZUSu, ile VATu płacą w sklepie…
I się zaczęło, wszystkie niezależne media, prasa (i to nie tylko ta branżowa), portale internetowe pękały w szwach od nowych informacji kto ile stracił, kto dostał niższą pensję, że nauczyciele (de facto i tak ostro doświadczeni w ostatnich latach) dostają kilkaset złotych mniej…
Co więc w takiej sytuacji robi Minister Finansów i rząd? Wpadają na kolejny genialny pomysł – wydajmy rozporządzenie, w którym zaszpachlujemy całą sytuację. Ustawa, Konstytucja, zasady poprawnej legislacji? Nieważne! Ważne, że spadło w sondażach, bo ludzie niezadowoleni – wydajemy rozporządzenie i kropka.
I tak przechodzimy do magicznej daty 7 stycznia 2022 r. (zapewne na długo ją zapamiętamy, jako kolejny z elementów upadku zasad tworzenia prawa w Polsce) – w późnych godzinach wieczornych w końcu jest! Mamy rozporządzenie – bez konsultacji, bez uzasadnienia, bez oceny skutków regulacji – można tutaj zacytować klasyka „bez żadnego trybu”! Ale jest.
Czytamy, sprawdzamy i z każdym kolejny paragrafem włos coraz bardziej jeży się na głowie.
Przepraszam, że o co chodzi? Że termin zaliczki przesunięty? Że w sumie nie przesunięty tylko liczony „po nowemu”? Że robimy dwie listy płac? Ale jak?
A i najważniejsze, że jak już pobraliśmy zaliczki to mamy zwracać? Ale kiedy mamy zwracać? Niezwłocznie? Co to znaczy niezwłocznie?
I prawdziwy hit – rozporządzenie wchodzi w życie 8 stycznia (TAK 8 stycznia) czyli kilka godzin po jego opublikowaniu. 

Nieważne, że 8 stycznia to sobota, nieważne że wynagrodzenia do 10tego, nieważne że systemy nieprzygotowane, wchodzi i już! Obiecaliśmy na twitterze, że coś z tym zrobimy, to robimy – tacy już jesteśmy, nie myli się ten kto nic nie robi!
No i weszło…
W dniach 7 – 11 stycznia odebrałem kilkadziesiąt telefonów, maili i wiadomości z pytaniami co się właściwie stało, co mamy robić, jak to liczyć, kiedy zwracać?
Na wszystkie te pytania odpowiedź była jedna – w zasadzie to…. nie wiem.
Teraz, po wnikliwej analizie tej perełki legislacyjnej, tego wylatującego ponad poziomy arcydzieła sztuki prawniczej, tego białego kruka…. nadal niestety nie wiem.
Nie będę teraz powielał wszystkich przytoczonych w ostatnich dniach argumentów – wielki szacunek dla wszystkich, którzy tak merytorycznie wypowiadali się w tym temacie, w tym przede wszystkim dla niezliczonych prawników, doradców podatkowych, KIDP oraz stowarzyszeń biur rachunkowych.
Powiem natomiast wprost – tak po prostu nie można! Nie można tworzyć prawa z pominięciem Konstytucji, ustaw, zasad legislacji, konsultacji. Nie można tworzyć prawa w oparciu o słupki poparcia. Nie można tworzyć prawa w oparciu o twittera.
NIE, po prostu NIE!
Dlatego w pełni popieram stanowisko, że wydane w ostatnich dniach rozporządzenie nie musi być stosowane i deklaruję wsparcie dla tych, którzy poniosą negatywne konsekwencje związane z zastosowaniem przepisów ustawy a nie tego potworka legislacyjnego.
A na koniec, podsumujmy, gdzie zatem teraz jesteśmy:
- mamy przepisy, które są niejasne i nikt nie wie jak je interpretować
- mamy rozporządzenie, które w opinii wielu ekspertów (w tym mojej, chociaż, gdzie mi tam do profesorów), jest nieważne i niekonstytucyjne
- mamy wypowiedzi członków rządu, że w zasadzie już po sprawie
- mamy twittera, który coraz mocniej zastępuje Dziennik Ustaw
- mamy historyczną obniżkę podatków, która te podatki podwyższa
- mamy tzw. telefon zaufania w zakresie Polskiego Ładu, który zablokował się już po kilku minutach od uruchomienia – podobno zatrudniono w nim 4 osoby..
- mamy urzędników, którzy sami niewiele wiedzą (bo skąd mają niby wiedzieć, jak z nimi przepisy też nie były konsultowane) i piszą list otwarty, że to nie ich wina
- mamy polityków, którzy mówią, że to wszystko wina księgowych
- mamy informacje, że wiceminister się poda do dymisji (serio? czy coś to zmieni?)
- mamy ulotki i bliboardy prezentujące uśmiechnięte osoby, które na nowych przepisach zarobią 4,5,8 tysięcy złotych
- mamy telewizję publiczną, w której o tym całym zamieszaniu nie mówi się praktycznie nic, za to można obejrzeć obszerne skróty sylwestra w Zakopanem
- i na koniec mamy księgowych, kadrowych, doradców, prawników, którzy siedzą po nocach i śledzą wszystkie te informacje, twittera, przepisy, konferencje i coraz bardziej zanurzają się w bańce niewiedzy
Ministerstwo Finansów
Kancelaria Premiera
Prawo i Sprawiedliwość


